Zyskać niebo? To się na pewno kalkuluje

Andrzej Macura

publikacja 23.04.2022 00:00

Garść uwag do czytań Soboty Wielkanocnej z cyklu „Biblijne konteksty”.

Krzyż i światło Krzyż i światło
To Słońce, które zajaśniało nam w dzień zmartwychwstania nie zna zachodu
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Kolejny dzień wielkanocnego świętowania. Niech dalej nas zadziwia  i przemienia....

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 4, 13-21

Opowieść, którą słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu do dokończenie historii związanej z uzdrowieniem w świątynnej bramie przez Apostołów –  mocą Jezusa, jak sami podkreślają – człowieka chromego. Czytanej już od kilku dni. Przypomnijmy: nie mając dla człowieka chromego srebra ani złota Piotr i Jan dali mu, co mieli – uzdrowienie. Zaraz też wyjaśnili kto naprawdę jest jego sprawcą i dali świadectwo prawdzie o zmartwychwstaniu Jezusa zarówno wobec ludu, jak i Sanhedrynu, przed który zostali wezwani. W czytanym tego dnia fragmencie tej opowieści najpierw na chwilę schodzą ze sceny. Członkowie Sanhedrynu – w przeważającej mierze pewnie saduceusze – będą się naradzali, co z tym wszystkim zrobić. Apostołowie powrócą wezwani znów przed Radę i jeszcze raz dadzą świadectwo swojej wiary w Boga i tego, którego On posłał: Jezusa.

Przełożeni i starsi, i uczeni, widząc odwagę Piotra i Jana, a dowiedziawszy się, że są oni ludźmi nieuczonymi i prostymi, dziwili się. Rozpoznawali w nich też towarzyszy Jezusa. A widząc nadto, że stoi z nimi uzdrowiony człowiek, nie znajdowali odpowiedzi.

Kazali więc im wyjść z sali Sanhedrynu i naradzali się między sobą: „Co mamy zrobić z tymi ludźmi? Bo dokonali jawnego znaku, oczywistego dla wszystkich mieszkańców Jeruzalem. Przecież temu nie możemy zaprzeczyć. Aby jednak nie szerzyło się to wśród ludu, surowo zabrońmy im przemawiać do kogokolwiek w to imię!”

Przywołali ich potem i zakazali im w ogóle przemawiać i nauczać w imię Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli: „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy”.

Oni zaś ponowili groźby, a nie znajdując żadnej podstawy do wymierzenia im kary, wypuścili ich ze względu na lud, bo wszyscy wielbili Boga z powodu tego, co się stało.

Strasznie pokrętne to postępowanie starszych Izraela. Nie zaprzeczają, że Piotr i Jan dokonali wielkiego znaku. Wydawałoby się więc, że jakoś do tego faktu powinni się ustosunkować. Niekoniecznie zaraz uznać i przyjąć wiarę w Jezusa, ale np. powiedzieć, że to oszustwo. Albo lepiej – wszak chromy był postacią w świątyni znaną, często stał w jej bramie i żebrał (jak czytamy na początku opowiadania), więc mówienie o oszustwie mogło być źle odebrane – że to jakieś działanie demonów. Oni jednak postanowili sprawę wyciszyć, zatuszować. Zdarzył się cud? Bardzo dla nas niewygodny – myślą sobie. I kalkulują, że jak teraz sprawę wyciszyć, to po jakimś czasie ludzie zapomną i będzie po staremu. Zadziwiająca postawa. Okłamywanie samych siebie. Przeświadczenie, że jeśli zamknie się oczy, to zniknie też problem.... Ale właściwie nie ma się co dziwić, prawda? Dziś też nie brakuje ludzi, którzy wiedzą swoje i nie przekona ich żaden fakt tej ich wiedzy przeczący. Nie, nie będą próbowali poddawać w wątpliwość prawdziwości tych faktów. Tu wielu szans by nie mieli. Raczej po prostu takie niewygodne fakty zignorują....

Odpowiedź Piotra i Jana na żądanie członków Sanhedrynu właściwie nie powinna dziwić. „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy”. Gdyby chodziło o nie rozpowiadanie o jakimś innym wydarzeniu; ot, jakimś ewentualnym zagrożeniu, które mogłoby wywołać niepotrzebną panikę, o czyimś niestosownym zachowaniu, o tym, że dopuścił się jakiegoś zła... Nie zawsze o wszystkim trzeba mówić. Dochowanie tajemnicy, zachowanie sekretu bywa ważnym elementem międzyludzkich relacji. Oczywistym jest jednak, że gdyby chodziło o uwolnienie od zarzutów kogoś niesłusznie oskarżonego, też nie należałoby milczeć...  Ale w tym wypadku chodzi o cud. Czyli o coś, co jest działaniem samego Boga. Jak można, będąc religijnym przywódcą, „cenzurować” Tego, któremu się niby służy? Jak można postępować, jakby było się mądrzejszym od Niego i uważać, że Jego działanie trzeba ukryć przed innymi, bo „nie czas i nie pora”? To w kogo w końcu wierzyli członkowie Sanhedrynu: w Boga czy w jakąś swoją ideologię?

Niestety i dziś bywa, że niby wierzący próbują cenzurować Boga, wywierając z Jego nauczania to tylko, co jest im w danym momencie wygodne. Mam tu na myśli nie tzw letnich chrześcijan z ich wiarą wybiórczą, ale chrześcijan niby gorliwych, którzy ucząc o Bogu będą akcentować jedno, a przemilczać drugie, bo nie pasuje do ich tez... Tak, i dziś bardzo aktualne jest przesłanie Apostołów: trzeba słuchać bardziej Boga niż ludzi.

2. Kontekst Ewangelii Mk 16, 9-15

Czytany w Sobotę Wielkanocną fragment Ewangelii pochodzi z dzieła Marka. To sam jej (prawie) koniec. Tyle że w czytaniu pominięto cztery wersety: urwana została po jednym zdaniu wypowiedź Jezusa, nie ma też ostatnich dwóch zdań kończących Ewangelię. Powód takiego „ucięcia” wydaje się prosty: jesteśmy w okresie liturgicznym, w którym wspominamy spotykanie się Jezusa z uczniami po Jego zmartwychwstaniu; na przypomnienie misji, którą im zlecił przyjdzie jeszcze czas za parę tygodni. Wydaje się jednak, że na użytek niniejszego tekstu lepiej będzie przytoczyć całość tego zakończenia.

Wspominałem w jednym z wcześniejszych odcinków cyklu, że zakończenie Ewangelii Marka wydaje się czymś, co dołączono do niej później. Wcześniej albo kończyła się na wierszu 7, na skierowanym do kobiet przy pustym grobie Jezusa poleceniu tajemniczego młodzieńca „idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi: Idzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział” albo miała zakończenie inne. To pierwsze wydaje się dość prawdopodobne ze względu na koncepcję dzieła tego Ewangelisty: to (chyba) Ewangelia przygotowujących się do chrztu katechumenów. W całym swoim dziele Marek najpierw przedstawia, co Jezus może im ( i każdemu chrześcijaninowi) zaoferować, w drugiej (punktem podziału jest wyznanie Piotra w Cezarei: „Ty jesteś Mesjasz”) przedstawia wymagania, jakie Jezus stawia swoim uczniom. Na koniec prowadzi ich pod krzyż Jezusa i, zaraz potem, do Jego pustego grobu. Oni, podobnie jak owe niewiasty, stają prze wyborem: powiedzieć czy nie powiedzieć? Pójść do Galilei czy dać sobie z tym wszystkim spokój? Wiemy z innych Ewangelii, że kobiety,  być może po pewnych wahaniach, poinformowały Apostołów o pustym grobie i o spotkaniu z Jezusem. Ale był ten moment zawahania: warto czy nie warto? Przygotowujący się do chrztu katechumen też mógł się wahać. I od niego tylko zależało, co ostatecznie wybierze....

Istnieje też oczywiście możliwość, że Ewangelia ta miała pierwotnie inne zakończenie. Mało jednak prawdopodobna. Nic o takim innym zakończeniu nam nie wiadomo, nie zachował się w żadnym znanym nam rękopisie. Najstarsze nam znane, w miarę kompletne rękopisy Biblii (z IV wieku) albo w ogóle nie mają wierszy 8-20 (np Kodeksy Synajski i Watykański) albo mają tę wersję, którą dziś znamy. Dodajmy koniecznie, by rozproszyć obawy: właśnie taka wersja jaka znamy dziś uznana jest przez Kościół za kanoniczną i natchniona przez Ducha Świętego.

Jak by nie było jest czytany tego dnia fragment Ewangelii dość skrótowym podsumowaniem tego, co się wydarzyło po zmartwychwstaniu Jezusa. Mowa jest więc o spotkaniach uczniów ze Zmartwychwstałym, misji, której im zlecił, obietnicach które zostawił i o tym, że ostatecznie wstąpił do nieba. Dla kochających sceniczność, klimat, nic ciekawego. Ale dla zainteresowanego teologicznym wymiarem tego, co się wtedy działo – piękne ujęcie tego, co najważniejsze. Przytoczy ten tekst w całości. Sam tekst czytania – pogrubioną czcionką, to, co w czytaniu opuszczono – zwykłą.

Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której przedtem wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to Jego towarzyszom, pogrążonym w smutku i płaczącym. Ci jednak, słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie dali temu wiary. Potem ukazał się w innej postaci dwom spośród nich na drodze, gdy szli do wsi. Oni powrócili i obwieścili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary oraz upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego.

I rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!» Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.
Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie».

Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły.

3. Warto zauważyć

W  czytanym tego dnia tekście Ewangelii nie ma „osobistych drobiazgów”; barwności, która charakteryzuje sporo innych opowiadań o spotkaniu uczniów ze Zmartwychwstałym. To raczej suche podsumowanie. Ale interesujące. Mogące utwierdzić słuchających w przekonaniu, że dobrze wybrali. Spójrzmy na szczegóły

5. W praktyce